Historia ta to klasyka spotkań z
nieznanym. Nagłośniona wiele lat temu przez tabloida Fakt
przez nikogo nie była brana na poważnie. Sprawą również
zainteresowała się Fundacja Nautilus i po przeprowadzeniu rozmów z
rodziną z Trzemeszna, wysnuli stwierdzenie, że to jedna z
wiarygodniejszych historii. Jak wiemy Fakt i Nautilus to niezbyt
dobre połączenie, co pokazała sprawa ze Zdanów, którą
wyśmiewają niemal wszyscy polscy ufologowie, lecz dzięki Fundacji
dobrze opisano tą historię. Na szczęście w tej sprawie nie ma
żadnych kontrowersyjnych zdjęć, mamy tylko rodzinę, która
przeżyła coś traumatycznego, co potwierdzają relację 5 osób,
dzięki temu mamy szczegółowy opis wydarzeń.
To był 3 maj, 2004 roku, rodzina
wracała z Karpacza. Gdy dojeżdzali do miejscowości Komorniki pod
Poznaniem, to po prawej stronie pojawił się latający obiekt, który
z dosyć dużą prędkością przecinał ulice. Jednym z tłumaczeń
rodziny było, że to samolot lecący na Ławicę (kierunek się
zgadzał). Było to koło godziny 24, samochód jechał z prędkocią
nie przekraczającą 90 km/h. Początkowo obiekt był widziany tylko
jako mały punkcik, przypominał sputnik. Był daleko i wysoko,
obiekt mógłbyć praktycznie wszystkim. Po chwili nastąpił nagły
zwrot akcji, ponieważ to coś pojawiło się tuż nad samochodem, po
lewej stronie. Świadkowie co prawda nie umieją podać dokładnej
odległości, ale był on na prawdę nisko, na oko świadków to ok
100-200 metrów. Ze względu na porę droga nie była zbyt oblężona
samochodami. Za samochodem jechał akurat tir, którego zirytowało,
że osóbówka zaczęła nagle hamować i blokuje mu drogę.
Kierowca, pan Stanisław zjechał na pobocze by przepuścić tira i
wskazać mu obiekt, lecz prowadzący ciężarówkę nie przejął się
nim zbytnio i odjechał. Możliwe, że nie zauważył obiektu. Żona
pana Stanisława opisuje obiekt jako okrągły i płaski, miał
cztery światła: dwa czerwone i dwa niebieskie.
Poźniej świadkowie zaczęli
fotografować obiekt i ten zaczął gonić ich Toyotę. Pan Stanisław
wcisnął gaz do dechy i... następnie świadkowie znaleźli się na
ruchliwej ulicy w centrum Poznania nic nie pamiętając.
Zdjęcie ze strony Fakt.pl:
Czas sprawił, że materiały z tej
sprawy zdążyły zniknąć. Pan Stanisław udzielał nawet wywiadu w
telewizji, razem z Fundacją, z którą się potem bardzo zżył.
Niestety, wywiad ten był na YT, lecz obecnie gdzieś wyparował.
Sama Fundacja miała zapewnić panu Stanisławowi sesję u
hipnotyzera, lecz jak to mają w zwyczaju, nie podzielili się z
czytelnikami dalszymi rewelacjami w sprawie. Była to jedna z
ciekawszych relacji, lecz media brukowe zrobiły z niej tanią
sensację i ośmieszyły ją. Świadek podaje, że zrobił obiektowi
zdjęcie, jednak nie zachowało się ono archiwum
Fundacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz